Bojownik jakby wydęty z przodu (fotki dobrze to pokazują)
Moderatorzy: krzych_100, BARA, grzesi3k, wojtass9, michelle1992, chemik4
Bojownik jakby wydęty z przodu (fotki dobrze to pokazują)
Witam Wszystkich,
mam prośbę: czy ktoś umie mi powiedzieć, co się stało mojemu bojownikowi? W teorii wszystko robię OK, testy wody wydają mi się OK, a rybka choruje, co mnie mocno smuci i nie wiem, jak mu pomóc :-( Nie znam się na budowie wewnętrznej ryb, nie wiem, co on ma w miejscu, które się jakby wydęło, więc po prostu proszę o rzut oka na zdjęcia:
https://drive.google.com/drive/folders/ ... sp=sharing
Na pewno dawniej tego nie miał, myślę, że ma to od ok. tygodnia, choć nie wiem, czy od początku było tak duże, chyba nie, bo byśmy zauważyli od razu. Czy to coś groźnego i jak mogę temu zaradzić?
Garść faktów:
1) Akwa ok. 50 l., podmiany wody co tydzień w ilości 5-6 l.
2) Ogólnie bojownik może jest mniej ruchliwy, jak się dobrze zastanowić, ale to ciężko określić kategorycznie, bo on ogólnie jest nieruchawy „od zawsze”, tak w poprzednim, jak i w obecnym akwarium.
3) Na pewno nie miał tego przed przenosinami do nowego akwa, myślałem, że gorzej niż w tych śmierdzących sinicach mu nie może być, ale widać coś jest nie tak :-(
4) Testy wody są pod linkiem:
https://drive.google.com/drive/folders/ ... sp=sharing
Oczywiście rybkę wpuściłem (2020.04.26., równo miesiąc temu), gdy parametry wody były zgodne z tym, co podano mi na tut. Forum, skonfrontowałem to też z innymi opisami z neta i z parametrami opisanymi w samych testach. Widać było wyraźnie prawidłowy cykl azotowy, substancji w szkodliwych ilościach nie było.
5) Jedzenie dostaje to samo co dotychczas, odkąd wydawało mi się, że zrobił się jakiś grubszy, to mu zmniejszyliśmy karmienie (do ok. 20 małych granulek dziennie). Teraz się zastanawiam, czy mu w ogóle nie zrobić postu (5 granulek dziennie).
6) W nowym zbiorniku pojawiły się małe ślimaczki - jeszcze zanim bojownik do niego trafił. Prawdopodobnie zawleczone zostały wraz z roślinami od innego akwarysty. Nie tępiłem ich w żaden sposób chemiczny, tylko po prostu usuwamy wszystkie, które jestem w stanie zauważyć (1 mm i większe). Z tego, co widzę, jest ich ogółem w akwa max. 10 szt., ale mikroskopijnych. Czy to możliwe, że nasza rybka zaczęła się nimi „dożywiać” i mu zaszkodziły? Nie widziałem nigdy, żeby na nie polował, ale przecież nie patrzę na niego non-stop...
7) Nawozy dodaję w ilościach ciut mniejszych niż zalecają do tej pojemności:
https://www.clarias.pl/images/thumbnail ... -300ml.jpg
https://sklep.eakwarium.pl/1368-large_d ... plynie.jpg
8) Roślin nie brakuje, wręcz muszę co jakiś czas trzebić, żeby światło docierało też do tych niższych liści.
9) Świecę LED-ami załączonymi do pokrywy, ok. 10 godz. dziennie.
Proszę o jakieś porady, bo cała rodzina smutna, córka najbardziej :-(
mam prośbę: czy ktoś umie mi powiedzieć, co się stało mojemu bojownikowi? W teorii wszystko robię OK, testy wody wydają mi się OK, a rybka choruje, co mnie mocno smuci i nie wiem, jak mu pomóc :-( Nie znam się na budowie wewnętrznej ryb, nie wiem, co on ma w miejscu, które się jakby wydęło, więc po prostu proszę o rzut oka na zdjęcia:
https://drive.google.com/drive/folders/ ... sp=sharing
Na pewno dawniej tego nie miał, myślę, że ma to od ok. tygodnia, choć nie wiem, czy od początku było tak duże, chyba nie, bo byśmy zauważyli od razu. Czy to coś groźnego i jak mogę temu zaradzić?
Garść faktów:
1) Akwa ok. 50 l., podmiany wody co tydzień w ilości 5-6 l.
2) Ogólnie bojownik może jest mniej ruchliwy, jak się dobrze zastanowić, ale to ciężko określić kategorycznie, bo on ogólnie jest nieruchawy „od zawsze”, tak w poprzednim, jak i w obecnym akwarium.
3) Na pewno nie miał tego przed przenosinami do nowego akwa, myślałem, że gorzej niż w tych śmierdzących sinicach mu nie może być, ale widać coś jest nie tak :-(
4) Testy wody są pod linkiem:
https://drive.google.com/drive/folders/ ... sp=sharing
Oczywiście rybkę wpuściłem (2020.04.26., równo miesiąc temu), gdy parametry wody były zgodne z tym, co podano mi na tut. Forum, skonfrontowałem to też z innymi opisami z neta i z parametrami opisanymi w samych testach. Widać było wyraźnie prawidłowy cykl azotowy, substancji w szkodliwych ilościach nie było.
5) Jedzenie dostaje to samo co dotychczas, odkąd wydawało mi się, że zrobił się jakiś grubszy, to mu zmniejszyliśmy karmienie (do ok. 20 małych granulek dziennie). Teraz się zastanawiam, czy mu w ogóle nie zrobić postu (5 granulek dziennie).
6) W nowym zbiorniku pojawiły się małe ślimaczki - jeszcze zanim bojownik do niego trafił. Prawdopodobnie zawleczone zostały wraz z roślinami od innego akwarysty. Nie tępiłem ich w żaden sposób chemiczny, tylko po prostu usuwamy wszystkie, które jestem w stanie zauważyć (1 mm i większe). Z tego, co widzę, jest ich ogółem w akwa max. 10 szt., ale mikroskopijnych. Czy to możliwe, że nasza rybka zaczęła się nimi „dożywiać” i mu zaszkodziły? Nie widziałem nigdy, żeby na nie polował, ale przecież nie patrzę na niego non-stop...
7) Nawozy dodaję w ilościach ciut mniejszych niż zalecają do tej pojemności:
https://www.clarias.pl/images/thumbnail ... -300ml.jpg
https://sklep.eakwarium.pl/1368-large_d ... plynie.jpg
8) Roślin nie brakuje, wręcz muszę co jakiś czas trzebić, żeby światło docierało też do tych niższych liści.
9) Świecę LED-ami załączonymi do pokrywy, ok. 10 godz. dziennie.
Proszę o jakieś porady, bo cała rodzina smutna, córka najbardziej :-(
20 granulek dziennie? 5-6 to jest max dziennie. W dodatku musi być dieta urozmaicona.
Prawdopodobnie Puchlina brzuszna, poczytaj sobie. Radzę również zachować ostrożność, bo jeśli to bakteryjne to może przenieść się na ludzi. Więc do wody w rękawiczkach.
Zrobiłbym kąpiel w siarczanie magnezu 1 łyżeczka na litr wody w osobnym małym zbiorniczku przez 4 godziny, jednorazowo. Z temperaturą wyższą o 2 °C niż w akwarium. Bez ruchu wody i z niskim poziomem.
Prawdopodobnie Puchlina brzuszna, poczytaj sobie. Radzę również zachować ostrożność, bo jeśli to bakteryjne to może przenieść się na ludzi. Więc do wody w rękawiczkach.
Zrobiłbym kąpiel w siarczanie magnezu 1 łyżeczka na litr wody w osobnym małym zbiorniczku przez 4 godziny, jednorazowo. Z temperaturą wyższą o 2 °C niż w akwarium. Bez ruchu wody i z niskim poziomem.
O kurczę, piękne dzięki za info, choć nie brzmi to dobrze (w sensie - że paskudna choroba) Znaczy już po rybce? Oczywiście spróbuję ratować, ale na jakim etapie uznać, że zwierzątko się bardzo męczy i czas na "hibernację"?Ehnatox pisze:20 granulek dziennie? 5-6 to jest max dziennie. W dodatku musi być dieta urozmaicona.
Prawdopodobnie Puchlina brzuszna, poczytaj sobie. Radzę również zachować ostrożność, bo jeśli to bakteryjne to może przenieść się na ludzi. Więc do wody w rękawiczkach.
Zrobiłbym kąpiel w siarczanie magnezu 1 łyżeczka na litr wody w osobnym małym zbiorniczku przez 4 godziny, jednorazowo. Z temperaturą wyższą o 2 °C niż w akwarium. Bez ruchu wody i z niskim poziomem.
Co do karmienia, to on od zawsze jadał do 25-30 granulek dziennie - w podzielonych na kilka razy dawkach. Dawniej zwyczajnie odpływał, gdy się najadł, od pewnego czasu (od ok. 2 miesięcy) ciągle "żebrał" o jedzenie (serio, nauczył się takich pląsów w strefie karmienia) i zaczęliśmy mu trochę limitować poprzez liczenie i nieprzekraczanie 20 szt. Rozumiem, że na dzień-dwa mam mu zrobić ścisły post czy 4-5 granulek mimo choroby mu dawać?
EDIT: OK, już sprawdziłem - siarczan magnezu można kupić w aptekach, a już myślałem "gdzie ja jakiś sklep chemiczny w Krakowie znajdę, jak tylko w necie kupuję"
Piszą też o leczeniu antybiotykiem, ale czy też w osobnym zbiorniku? Bo mi przecież bakterie nitryfikacyjne wybije... Mam Amotaks (z grupy penicylin) i jeszcze jeden inny, niestety oba tylko w postaci zawiesiny doustnej - boję się, że taka zawiesina zalepi skrzela czy coś w tym stylu... Skąd się bierze antybiotyk na receptę dla ryb?
Piszą, że puchlinę łatwo pomylić z chorobą zwaną bloat i faktycznie opis tej drugiej jest podobny. Amator jakoś to może rozróżnić?
Poczytałem trochę i zupełnie nie rozumiem tego, co czytam OK, przyznaję, zupełnie "nie czuję" tematu hodowli zwierząt (w tym ryb), pewnie dlatego. Jakbym już skołował antybiotyk, to jak PRAKTYCZNIE wykonać zalecane kąpiele? Podają tylko ilość preparatu na litr wody i czas kuracji. Nie rozumiem: mam podać lek do obecnego akwarium? A co po tych kilku dniach leczenia - podmienić CAŁĄ wodę? Przecież: 1). wybije mi bakterie nitryfikacyjne i wtedy cykl azotowy do piachu i rybka z pewnością też "do piachu", 2). wymiana całej wody jest zawsze mocno odradzana i też podobno kończy się śmiercią "załogi"...
Jestem w stanie wsadzić bojownika na kilka godzin do innego małego zbiornika (np. do kuli, w której mi go sprzedano ), w którym będzie ten czy inny lek, przy czym w tym zbiorniku rozumiem że mam wlać wodę z obecnego akwa (żeby nie miał szoku) czy po prostu odstaną kranówkę? Rozumiem, że ten zbiornik chwilowy będzie bez roślin, filtra itp.
Opcja startu kolejny raz całego akwa (równoległego) odpada, nie mam teraz już takiej możliwości. Zresztą - jak widać - niby wszystko idealnie odpaliłem na wiosnę, a rybka i tak zachorowała, więc z kolejnym nie byłoby zapewne lepiej.
Jestem w stanie wsadzić bojownika na kilka godzin do innego małego zbiornika (np. do kuli, w której mi go sprzedano ), w którym będzie ten czy inny lek, przy czym w tym zbiorniku rozumiem że mam wlać wodę z obecnego akwa (żeby nie miał szoku) czy po prostu odstaną kranówkę? Rozumiem, że ten zbiornik chwilowy będzie bez roślin, filtra itp.
Opcja startu kolejny raz całego akwa (równoległego) odpada, nie mam teraz już takiej możliwości. Zresztą - jak widać - niby wszystko idealnie odpaliłem na wiosnę, a rybka i tak zachorowała, więc z kolejnym nie byłoby zapewne lepiej.
- Neurochirurg
- Ekspert akwarysta
- Posty: 2796
- Rejestracja: 29 wrz 2015 10:02
- Lokalizacja: opolskie
Re: Bojownik jakby wydęty z przodu (fotki dobrze to pokazują)
Witam,
przepraszam, że milczałem kilka dni: na problemy z rybką nałożyły się osobiste, łącznie z awarią kanalizacji (zalewałem fekaliami ludzi z niższych pięter, trzeba było rury ze ścian wykuwać i udrażniać) Niestety Orzecha (znaczy się naszego bojownika) nie ma już wśród żywych, dziś go zawiozłem do weterynarza celem eutanazji, sam nie potrafiłem, i tak się pobeczałem jak dziecko, taka osobowość, co poradzę ;-(
DZIĘKUJĘ wszystkim, którzy mi pomagali przez (prawie) rok w założeniu i prowadzeniu akwarium, służyli dobrym słowem, poradą, poświęcali swój czas. To dzięki Wam uratowałem Orzecha od smutnego losu (krótkiego) życia w kuli i stworzyłem mu najlepsze warunki, jakie umiałem, a poświęcałem mu BARDZO dużo serca, energii i czasu. Naprawdę miał u nas dobrze, codziennie wszyscy domownicy go co najmniej raz odwiedzali (był w pokoju córki, więc najczęściej widział oczywiście ją), mówiliśmy do niego, karmiliśmy na zmianę, a on zawsze nas radośnie witał i gdy się kręciliśmy po pokoju, to zawsze obracał się w tę stronę i na nas patrzył, a nawet lubił włączony TV: jak widział włączony TV, to czasem potrafił podpłynąć jak najbliżej, a gdy się TV wyłączyło, to sobie odpływał w inny kąt akwarium
Ostatnią rzeczą, jaką mogę zrobić dla społeczności, to opisać, jaką walkę podjąłem, jakie były opinie weterynarzy - może to się komuś przyda. Szkoda, że część moich postów z tego wątku (oraz odpowiedzi Kolegów) zniknęła przy przenosinach forum, ale trudno.
Problemy zaczęły się około 15 maja, dziś mamy 9 czerwca, tak więc końcowa walka trwała 3,5 tygodnia. Przez bardzo długi czas, w zasadzie do przedostatniego dnia, jedynym objawem był wydęty brzuszek z przodu, który wprawdzie rósł, ale bardzo powoli. Oczywiście w miejscu spuchniętego brzuszka łuski były trochę nastroszone, ale nie wyglądało to jakoś dramatycznie. Przez ostatnie 2 tygodnie leczyliśmy go antybiotykiem o nazwie Amotaks: to jest antybiotyk dla ludzi, proszek do sporządzania zawiesiny, syntetyczny z grupy penicylin. Antybiotyk dostawał rano, zaś po południu dostawał lek przeciwzapalny o nazwie Nimesil, również w postaci proszku do sporządzania zawiesiny. Ciekawostką niech będzie fakt, że antybiotyk wcinał normalnie jak jedzenie, wystarczyło mu parę ziarenek tego proszku wsypać i po prostu go zjadał, niestety Nimesil mu nie smakował i trzeba było granulki pożywienia lekko zwilżać, oblepiać je jednym lub dwoma ziarenkami Nimesilu i mu podawać prosto przed pyszczek, żeby to połknął, zanim lekarstwo się odlepi od granulki i opadnie na dno. Zaraz na początku choroby zastosowałem jeszcze - zalecaną na forum - kąpiel przeczyszczającą, na wypadek gdyby to jednak było jakieś zaparcie, ale w ogóle się po tym nie wypróżniał i nie widać było żadnej poprawy. Ktoś zapyta: dlaczego akurat takie leczenie? Otóż gdy powiedziano mi, że to infekcja bakteryjna i że niszczy organy wewnętrzne, zrobiłem szybką rewizję w domowej apteczce i okazało się, że zostały nam resztki właśnie takich dwóch leków. Mam wrażenie, że w przypadku człowieka leczenie byłoby mniej więcej podobne, więc uznałem, że skoro rybka ma być spisana na straty, to raczej już jej nie zaszkodzą, a może choć trochę pomogę. I chyba trochę mu przedłużyłem życie, gdyż gwałtowne pogorszenie nastąpiło 3 dni po odstawieniu tych leków. Leczenie odstawiłem po sugestii lekarza ichtiologa, który stwierdził, że na dłuższą metę leki mogą się okazać równie toksyczne jaki choroba i że dwa tygodnie takiego leczenia absolutnie wystarczą. Faktem jest, że w żaden sposób się mu nie polepszyło, a jedynie objawy pogorszenia nie były widoczne z dnia na dzień, tylko dopiero jak się na niego popatrzyło w odstępie kilkudniowym. Aż do wczorajszego dnia był normalnie ruchliwy, towarzyski, ciągle bardzo głodny, nie miał żadnego problemu z poruszaniem się ani wybałuszonych oczu. Ale dzisiaj od rana już nie chciał wypływać z roślin, w bardzo dziwny sposób potrafił osiąść na dnie i miał problemy z wypłynięciem do góry, a przede wszystkim w ogóle już na nas nie reagował i nic nie chciał jeść, zaś brzuszek już bardzo wyraźnie mu urósł i na tym etapie widać już było, że zwierzę zaczyna cierpieć. Zresztą ponieważ w ogóle nie chciał nic jeść, to nawet nie byłbym mu w stanie podawać żadnych lekarstw.
Co to co do konsultacji z lekarzem ichtiologiem, to ocenił on, iż objaw wzdętego brzuszka to jest - jak mi to też pisano na forum – efekt choroby, a nie choroba sama sobie i że sam ten objaw pasuje do kilku jednostek chorobowych, ale niestety wszystkie oznaczają zbliżający się zgon i są nieuleczalne. Niemniej raczej wykluczył on puchlinę, gdyż powinny się pojawić dodatkowe objawy, a zejście śmiertelne powinno nastąpić po mniej więcej kilku dniach, a w naszym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Jako preparat wspomagający ostatnie dni podopiecznego zasugerował Sera Fishtamin, oczywiście na tym etapie nie miało to szans bojownika wyleczyć, chodziło o jeszcze choćby lekkie wzmocnienie organizmu. Preparat kupiłem, ale paczka przyjdzie dopiero jutro, więc niestety nie powiem wam, czy na takim etapie choroby cokolwiek to pomaga Weterynarz “od eutanazji” oglądnął go i zgodził się z tą diagnozą oraz że to był faktycznie już moment na zakończenie życia, bo zwierzak by cierpiał.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i jeżeli jeszcze kiedyś ja lub ktoś z mojej rodziny będzie zakładał akwarium, to na pewno się na tutejszym forum ponownie spotkamy.
Z poważaniem, Rafał.
przepraszam, że milczałem kilka dni: na problemy z rybką nałożyły się osobiste, łącznie z awarią kanalizacji (zalewałem fekaliami ludzi z niższych pięter, trzeba było rury ze ścian wykuwać i udrażniać) Niestety Orzecha (znaczy się naszego bojownika) nie ma już wśród żywych, dziś go zawiozłem do weterynarza celem eutanazji, sam nie potrafiłem, i tak się pobeczałem jak dziecko, taka osobowość, co poradzę ;-(
DZIĘKUJĘ wszystkim, którzy mi pomagali przez (prawie) rok w założeniu i prowadzeniu akwarium, służyli dobrym słowem, poradą, poświęcali swój czas. To dzięki Wam uratowałem Orzecha od smutnego losu (krótkiego) życia w kuli i stworzyłem mu najlepsze warunki, jakie umiałem, a poświęcałem mu BARDZO dużo serca, energii i czasu. Naprawdę miał u nas dobrze, codziennie wszyscy domownicy go co najmniej raz odwiedzali (był w pokoju córki, więc najczęściej widział oczywiście ją), mówiliśmy do niego, karmiliśmy na zmianę, a on zawsze nas radośnie witał i gdy się kręciliśmy po pokoju, to zawsze obracał się w tę stronę i na nas patrzył, a nawet lubił włączony TV: jak widział włączony TV, to czasem potrafił podpłynąć jak najbliżej, a gdy się TV wyłączyło, to sobie odpływał w inny kąt akwarium
Ostatnią rzeczą, jaką mogę zrobić dla społeczności, to opisać, jaką walkę podjąłem, jakie były opinie weterynarzy - może to się komuś przyda. Szkoda, że część moich postów z tego wątku (oraz odpowiedzi Kolegów) zniknęła przy przenosinach forum, ale trudno.
Problemy zaczęły się około 15 maja, dziś mamy 9 czerwca, tak więc końcowa walka trwała 3,5 tygodnia. Przez bardzo długi czas, w zasadzie do przedostatniego dnia, jedynym objawem był wydęty brzuszek z przodu, który wprawdzie rósł, ale bardzo powoli. Oczywiście w miejscu spuchniętego brzuszka łuski były trochę nastroszone, ale nie wyglądało to jakoś dramatycznie. Przez ostatnie 2 tygodnie leczyliśmy go antybiotykiem o nazwie Amotaks: to jest antybiotyk dla ludzi, proszek do sporządzania zawiesiny, syntetyczny z grupy penicylin. Antybiotyk dostawał rano, zaś po południu dostawał lek przeciwzapalny o nazwie Nimesil, również w postaci proszku do sporządzania zawiesiny. Ciekawostką niech będzie fakt, że antybiotyk wcinał normalnie jak jedzenie, wystarczyło mu parę ziarenek tego proszku wsypać i po prostu go zjadał, niestety Nimesil mu nie smakował i trzeba było granulki pożywienia lekko zwilżać, oblepiać je jednym lub dwoma ziarenkami Nimesilu i mu podawać prosto przed pyszczek, żeby to połknął, zanim lekarstwo się odlepi od granulki i opadnie na dno. Zaraz na początku choroby zastosowałem jeszcze - zalecaną na forum - kąpiel przeczyszczającą, na wypadek gdyby to jednak było jakieś zaparcie, ale w ogóle się po tym nie wypróżniał i nie widać było żadnej poprawy. Ktoś zapyta: dlaczego akurat takie leczenie? Otóż gdy powiedziano mi, że to infekcja bakteryjna i że niszczy organy wewnętrzne, zrobiłem szybką rewizję w domowej apteczce i okazało się, że zostały nam resztki właśnie takich dwóch leków. Mam wrażenie, że w przypadku człowieka leczenie byłoby mniej więcej podobne, więc uznałem, że skoro rybka ma być spisana na straty, to raczej już jej nie zaszkodzą, a może choć trochę pomogę. I chyba trochę mu przedłużyłem życie, gdyż gwałtowne pogorszenie nastąpiło 3 dni po odstawieniu tych leków. Leczenie odstawiłem po sugestii lekarza ichtiologa, który stwierdził, że na dłuższą metę leki mogą się okazać równie toksyczne jaki choroba i że dwa tygodnie takiego leczenia absolutnie wystarczą. Faktem jest, że w żaden sposób się mu nie polepszyło, a jedynie objawy pogorszenia nie były widoczne z dnia na dzień, tylko dopiero jak się na niego popatrzyło w odstępie kilkudniowym. Aż do wczorajszego dnia był normalnie ruchliwy, towarzyski, ciągle bardzo głodny, nie miał żadnego problemu z poruszaniem się ani wybałuszonych oczu. Ale dzisiaj od rana już nie chciał wypływać z roślin, w bardzo dziwny sposób potrafił osiąść na dnie i miał problemy z wypłynięciem do góry, a przede wszystkim w ogóle już na nas nie reagował i nic nie chciał jeść, zaś brzuszek już bardzo wyraźnie mu urósł i na tym etapie widać już było, że zwierzę zaczyna cierpieć. Zresztą ponieważ w ogóle nie chciał nic jeść, to nawet nie byłbym mu w stanie podawać żadnych lekarstw.
Co to co do konsultacji z lekarzem ichtiologiem, to ocenił on, iż objaw wzdętego brzuszka to jest - jak mi to też pisano na forum – efekt choroby, a nie choroba sama sobie i że sam ten objaw pasuje do kilku jednostek chorobowych, ale niestety wszystkie oznaczają zbliżający się zgon i są nieuleczalne. Niemniej raczej wykluczył on puchlinę, gdyż powinny się pojawić dodatkowe objawy, a zejście śmiertelne powinno nastąpić po mniej więcej kilku dniach, a w naszym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Jako preparat wspomagający ostatnie dni podopiecznego zasugerował Sera Fishtamin, oczywiście na tym etapie nie miało to szans bojownika wyleczyć, chodziło o jeszcze choćby lekkie wzmocnienie organizmu. Preparat kupiłem, ale paczka przyjdzie dopiero jutro, więc niestety nie powiem wam, czy na takim etapie choroby cokolwiek to pomaga Weterynarz “od eutanazji” oglądnął go i zgodził się z tą diagnozą oraz że to był faktycznie już moment na zakończenie życia, bo zwierzak by cierpiał.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i jeżeli jeszcze kiedyś ja lub ktoś z mojej rodziny będzie zakładał akwarium, to na pewno się na tutejszym forum ponownie spotkamy.
Z poważaniem, Rafał.
Re: Bojownik jakby wydęty z przodu (fotki dobrze to pokazują)
Smutny koniec, ale piękna walka o rybkę.